Generalnie drobniutki wpis.

niedziela, sierpnia 02, 2015

Obiecałam sobie, że uda mi się napisać coś chociaż raz w miesiącu, skoro nie umiem pisać częściej. Niestety, nie dotrzymałam sobie samej tej wielkiej obietnicy. Od maja minęło trochę czasu. 

Na początku pragnę Wam się wyżalić, że nie pojechałam w tym roku na Woodstock ani nigdzie indziej, bo znów pracuję jako hipokrytka-telefonistka. No, ale przynajmniej jest Jarmark św. Dominika i otaczają mnie cudowni ludzie, którzy lubią zapuścić żurawia tu i tam, zatrzymać się nagle  - tak, bym mogła swobodnie na nich wpadać w drodze do pracy. "Ludzie, dzięki którym krew zalewa" - odsyłam Was do tego posta.

Dzisiejszy wpis będzie o zdrobnieniach, słowach i wyrażeniach, których nienawidzę, które wciskane są w zdania niepotrzebnie. Sama ich używałam bezwiednie, dopóki nie trafiłam na Mówiąc Inaczej, czy Kammel Czanel na YT. Choć Kammel jest prezenterem irytującym, to chętnie oglądam jego filmiki bez tej całej otoczki. Mogę się czegoś nauczyć.

Zdrobnienia to jest hit sklepowy. Pani przede mną mówi: "Poproszę ten chlebuś". Chleb to chleb, nie żaden chlebuś. Jeśli powie "chlebuś", to nie znaczy, że dostanie mniejszy chleb. Czy dostanie? 
Pani ekspedientka na ten cały chlebuś: "Zapraszam z pieniążkami do kasy". No tak, z pieniążkami - małymi pieniędzmi, jakby ktoś nie wiedział. 
Dobrym przykładem są też lodziki w lodziarni: - Dwie gałeczki poproszę. I wtedy jest:  "Hihihi hehehe hohoho, już nakładam. A jakby się poprosiło o gały, to co? Zbyt zachłannie czy już niemoralnie?
Ostatnio wybrałam się do spożywczaka. Pani X postanowiła kupić koper, więc przy kasie sprzedawczyni pyta: "Tylko koperek czy coś jeszcze", a pani X z uczuciem odpowiada: "Tylko KOPERECZEK" Kopereczek, rozumiecie? Już zacznę tolerować koperek, okej, ale kopereczek to przesada.
Czy "sklepowe" zdrobnienia sprawiają, że dzień staje się lepszy? Czy fałsz trzeba skrywać pod zdrobnieniami? Czy ekspedientka poczuje się gorzej jeśli usłyszy, że chcę bułki, a nie bułusie? Pomóżcie mi sobie z tym poradzić.

Mówiłam często "generalnie", nagminnie powtarzałam "jakby". Już raczej tego nie robię, bo obejrzałam Kammela i gdy to słyszę, i mam moment wyczulenia na słowa, buła w kieszeni się otwiera. Nie ukrywam, że kiedy jakiś pan mądraliński zaczyna swoją wypowiedź od "generalnie", odzywa się we mnie taki mały nicpoń, który zaciera ręce. 

Określenia "fajny" i "sympatyczny". Fajny koncert, fajna książka, fajne życie. Czyli byle jakie.  Co to znaczy fajny? To coś, co zapiera dech? Sprawia, że znowu chcesz przeczytać tę książkę, że ponownie chcesz przeżyć to życie? Jak czytasz słowo "fajny", to co myślisz? Ja nic. Widzę tylko obojętność. Jeśli ktoś mi natomiast powie, że jestem sympatyczna, to uznam, że jestem nijaka. Gdy zapytam Cię, jak było na wakacjach w Mielnie, a Ty mi powiesz, że sympatycznie, to wyobrażę sobie, że codziennie wszyscy trzymaliście się za ręce, śpiewaliście piosenki, było tak słodko i beztrosko, że robi mi się mdło. Po prostu... sympatycznie.

"Proszę ciebie" lub "proszę ja ciebie" w zdaniu, kiedy o nic mnie nie prosisz. "Proszę panią", kiedy nie prosisz pani do tańca. Słyszę przecież, "że tak mówisz", kiedy zamiast przecinka używasz "że tak powiem".

A teraz Ty wytknij mi błędy i sprzedaj mi bułę, gdy powiem "generalnie". Król poprawnej polszczyzny ze mnie żaden, ale co mnie rusza, to Ci mówię :)












Może Ci się spodobać

1 komentarze

Ja na Facebooku