Nawet jeśli muszę oddać bloga na
zaliczenie, nie potrafię pisać systematycznie. Lubię to miejsce w
internecie ale go nie kocham i chcę Wam pisać coś tylko wtedy,
kiedy czuję, że mam coś do opowiedzenia, a nie klepać kotlety na
siłę.
Z lotniska Charleroi musieliśmy
jeszcze godzinę jechać autobusem (koszt biletu 14 Euro), który zawiózł nas na dworzec Stamtąd odebrała nas Agnieszka i metrem udaliśmy się do
centrum, gdzie mieszka. Wciąż jeszcze w niektórych miejscach (np. właśnie na dworcu) można spotkać uzbrojonych wojskowych, którzy trzymając broń, przechadzając się po dworcu, budzą
niepokój nie przed tym co jest, a przed tym, co się już wydarzyło w Brukseli.
Byliśmy na Wielkim Placu (Grand
Place), na tórym znajduje się późnogotycki Ratusz, Dom Króla, a
także kamienice, których trzy grupy reprezentują różne style.
Pierwsza grupa to styl tradycyjny, druga – włoski renesans i
trzecia, która zapowiada rokoko. Ja wrzucam wszystkie fotki losowo,
bo powiem szczerze, że się na tym znam bardzo słabo (ale nie
wcale). Zdjęcia są też z trzeciego dnia wycieczki, zrobione za dnia.
Dzisiaj mam o czym mówić.
Opowiem Wam historię zeszłego
weekendu w trzech wpisach. Zgodnie z cyklem poświęconym zachowaniu
ludzi, znajdzie się w nich namiastka człowieka.
Agnes dwa miesiące temu wyprowadziła
się na chwilę do Brukseli i nadarzyła się okazja, żeby ją
odwiedzić. Tym razem w podróż wybrałam się z Łukaszem i Nicole,
których towarzystwo wspominam bardzo miło (wrażenia i emocje jak na grzybach).
Do Belgii polecieliśmy samolotem
koloru różowego (kto zgadnie jakim dokładnie, ten nie wygra nic),
dwie godziny bez przygód i z dala od siebie (oddzielnie kupowaliśmy
bilety). Zresztą za wybór miejsca trzeba było dopłacać, a ja
jako Grażyna podróży wolałam uniknąć ceny „ekstra”.
W każdym razie, kupując bilety
miesiąc przed wylotem, zapłaciłam 98 zł - w dwie strony.
Metro wygląda jak stare gdańskie
tramwaje jadące na Stogi, niestety nie mam konkretnych zdjęć, więc musicie mi zaufać. W zamian dodaję uchwycone momenty i elementy:
Pierwszego dnia, a raczej wieczora (ok. 18:00 byliśmy u Agi) - czyli w piątek ,
udaliśmy się na zwyczajny spacer po mieście; Na naszej drodze
pojawił się Pałac Królewski i
Zupełnie przypadkowo trafiliśmy na
coś, co wyglądało na cyrkowe wozy Parnassusa. Wydarzenie
przypominało pijacki teatr obwoźny, gdyż aktorzy prowadzili swoje platformy z piwem w jednej i jointem lub papierosem w drugiej ręce.
Na trasie zwiedzania był też pomnik
sikającej dziewczynki (Jeanneke pis), ale nie jest to najbardziej
popularna z sikających figurek w Brukseli (o tym w trzecim wpisie).
Dziewczynka sika sobie radośnie w bocznej uliczce Getrouwheidsgang.
Nie zapomnieliśmy oczywiście
skosztować regionalnego przysmaku, jakim jest rzadko spotykany na
świecie kebab.
A ludzie? Ludzie mnie nie denerwowali wchodzeniem pod nogi, bo sama byłam na wycieczce. Byłam właśnie tymi ludźmi, którzy blokują ruch. Wejście w tę rolę było wręcz nieodczuwalne.
Kolejne dwa wpisy pojawią się niebawem!
Kolejne dwa wpisy pojawią się niebawem!
- sobota, maja 28, 2016
- 0 Komentarze