Ludzie, dzięki którym krew zalewa.
środa, grudnia 17, 2014
Nie mam zwierzęcia, więc człowiek jest pierwszą istotą, z
którą muszę się zetknąć każdego dnia. To całkiem normalne, jeśli spotykam się z
tym, z kim chcę się spotkać. Czyli z kimś, kto jakoś wpłynął na moje życie (na
to szare życie i życie towarzyskie) choćby jedną setną swojego istnienia. Bywa
i tak (raczej nie bywa, a codziennie się zdarza), że ludzie, z którymi się widuję to są ci, których
widzieć nie chcę. Te osoby są przypadkowe. Takie, z którymi się nie rozmawia
albo rozmawia przypadkiem, albo zwyczajnie rozmawiać z nimi trzeba.
Wkurzają
mnie (zamiast tego, użyłabym wulgaryzmu, ale kobiecie, a bardziej osobie
piszącej felieton, nie przystoi) turyści w Gdańsku. Jestem hipokrytką, bo
jeszcze ponad dwa lata temu sama Gdańsk zwiedzałam. Wtedy jeszcze nie musiałam
się nigdzie spieszyć. Odkąd się tu przeprowadziłam, zawsze muszę gdzieś biec, a
latem musiałam tak biegać dwa razy częściej niż zwykle: Z domu do pracy, z
pracy do domu i z pracy do pracy. Mieszkam i pracowałam na gdańskiej starówce,
więc siłą rzeczy moje bieganie przechodziło na trudniejszy poziom. Wolę iść
szybko niż wolno, a turyści zdecydowanie przyjechali tu na spacer, podczas
którego liczą się tylko oni. Ściślej mówiąc, czułam się jak pastereczka
zaganiająca krowy do obory oddalonej od pastwiska, które znajduje się na
księżycu (tak daleko).
Pracowałam
na świeżym powietrzu, na słynnej i pięknej, którą praca mi obrzydziła do
poziomu minus jeden, ulicy Długiej. Jako sprzedawca biżuterii. Nie byle jakiej,
bo z bursztynem i teoretycznie srebrnej. Przychodzili klienci. Czyli ludzie. Ludzie (zazwyczaj
Polacy) pytali: Dlaczego tak drogo? To pytanie można zastąpić innym, na
przykład : Dlaczego życie jest takie ciężkie? Odpowiadałam, owszem – za
siódmym razem, za sześćset siedemnastym razem, ale za osiemset dwunastym,
chciałam odpowiedzieć: Bo tak albo po prostu: Te ceny są dla
turystów z zagranicy, czyli
szczerze. Nie mogłam, bo szef – także teoretycznie człowiek, raczej nie byłby
zadowolony. Szef nie był zadowolony również wtedy, gdy jadłam obiad podczas
przerwy. Człowiekowi człowiekiem to on raczej nie był, ale człowiekiem
klientowi – przede wszystkim. Taki
człowiek, który chce drugiemu wejść w pewne ciemne miejsce, by mieć z tego
korzyści, nawet sobie człowiekiem rzadko bywa.
Ja także
czasami stawałam się tym człowiekiem, który mnie denerwuje – Hipokryzja cz. II.
Podczas Jarmarku św. Dominika w Gdańsku, przechadzałam się
między straganami (tak, przechodnie wciąż mnie frustrowali) i kiedy coś mi się
spodobało lub nie – pytałam z czego coś jest zrobione, jak, po co i dlaczego.
Sprzedawcy, ludzie do mnie podobni, często nie mieli na te pytania odpowiedzi.
Nie wiem, co chciałam przez to uzyskać, pewnie zmniejszyć poziom mojej
frustracji – mało skuteczne.
Denerwują
mnie ludzie, którzy nie mają perspektyw. Mają swoje cztery ściany, żyją po
prostu i mogą, ale nie chcą się rozwijać. Puste życie, które mają w zupełności
im wystarcza. Zdecydowanie bardziej boli to mnie niż ich. W głowach tych osób
są schematy. Jakie? Gej jest zły, tamta dziewczyna pomalowana na platynowy
blond jest tępa. Ten chłopak mało się odzywa w towarzystwie, nie ma więc o
niczym pojęcia, jest głupi. Rap jest dla marginesu społecznego, ja jestem normalnym człowiekiem, słucham przecież
metalu. Każdy polityk to złodziej, a na wybory nie pójdę, bo mój głos i tak
niczego nie zmieni. Smuci mnie małostkowość tych osób. Brak chęci rozwoju,
to tak naprawdę niechęć do prawdziwego życia. To mieszkanie za ścianą realnego
świata. Nie lubisz tego, że odmieńcy w ogóle istnieją? Zmień swoje życie tak,
aby nawet oni ci nie przeszkadzali.
Nie lubię
ludzi, z którymi nie ma innego tematu niż sobotni melanż w Sopocie.
Rozmowy z tymi osobami zaczynają się mniej więcej tak: Ale się wczoraj
napiłem (rzeczywiście w miejscu „napiłem” występuje inne słowo) Te osoby są
bardziej „płaskie” niż te,które opisałam powyżej, a rozmowy z nimi odbywają się
na poziomie komunikacji ameby z pantofelkiem. Ci ludzie mają rozum, ale używają
go do tego, do czego nie używa się mikrofalówki (np. do ładowania telefonu
komórkowego).
Jeśli już
weszłam na temat imprezy, to nie omieszkam wspomnieć tu o ludziach
przychodzących na „domówki”. Przychodzi
dziewczyna. Piszę, że dziewczyna, bo częściej dziewczynom się to przytrafia.
Przychodzi do gospodarza imprezy X i tylko z X się zapoznaje. Zaznaczam, że na
imprezie jest pięć osób. To rzeczywiście bardzo trudne zadanie, by przywitać
się z każdym uczestnikiem. Po co komu kultura osobista?
Człowiek
jest istotą aspołeczną, ja jestem i Ty też, drogi czytelniku człowieku. W
mniejszym lub większym stopniu. Wystarczy się z tym pogodzić i przede wszystkim
sobie człowieku, pozostań człowiekiem, a innym pokaż, że masz do zaoferowania
nie tylko siebie jako siebie, ale także swoją inteligencję.
To felieton, który napisałam na zajęcia ze specjalności dziennikarskiej. Jestem z niego dumna, więc dzielę się nim z Wami. Zdarzyło mi się już na blogu minimalnie wspomnieć o tych rzeczach które mnie d e n e r w u j ą (nie o wszystkich :) Teraz to rozpisałam. Mam nadzieje, że wam się spodoba i czekam na konstruktywną ocenę.
5 komentarze
Turyści, turystami, ale na Długiej zdecydowanie bardziej przeszkadzają (mi osobiście) bezdomni, a może lepiej użyć sformułowania żebracy (bądźmy poprawni politycznie - różnych narodowości), którzy swoją nachalnością turystów odstraszają, a mieszkańcom przynoszą wstyd.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony żebracy i bezdomni, a z drugiej strony też ludzie, tacy sami jak my. Może zaburzają krajobraz podczas super wakacji, miłego popołudnia albo romantycznego spaceru w zimowy wieczór, ale raczej w żadnym miejscu nie są mile widziani. Ty wrócisz do ciepłego łóżka, a oni będą tak chodzić przeganiani z miejsca na miejsce. Gdziekolwiek by byli, zawsze będą komuś przeszkadzali i będzie źle, bo nie mają swojego miejsca ;)
OdpowiedzUsuńzapomniałaś napisać, że miałaś dwie prace na Długiej :D
OdpowiedzUsuńEmocjonalne zatwardzenie i degrengolada społecznych interakcji - każdy inteligentniejszy człowiek to widzi i drażni go to jak kamień w bucie. To smutne, że wciąż są ludzie o inteligencji ziemniaka, którzy nawet nie mają pojęcia o własnym społecznym upośledzeniu. Nie wybaczajmy im, tylko wytykajmy metaforycznymi palcami i uświadamiajmy, że jak dziecko, które własne odchody uważa za świetną zabawkę, co robią źle i jak to im szkodzi.
OdpowiedzUsuńMój ulubiony wpis,hahhaha:)
OdpowiedzUsuń