CO "TO" BYŁO? [CZYLI O FILMIE, KTÓREGO PRZESTAŁAM SIĘ BAĆ]

poniedziałek, września 18, 2017

Horror lat osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych ma w sobie coś, co sprawia, że mogłabym po kilka razy go oglądać i nigdy mi się nie znudzi. To nie strach w nim mnie przyciąga, bo technologia tamtych czasów, oglądana dziś, po prostu odbiera mi przerażenie. To przygodowy dreszcz i pewne bogactwo fabuły, nasycenie filmu jakąś historią, zatrzymują mnie przed ekranem, zaciekawioną od początku do końca. Jednak ekranizacji "Tego" z 1990 roku nie widziałam do czasu, aż spontanicznie wybrałam się do kina na tę najnowszą. Na drugi dzień włączyłam starą, bo poczułam, że popełniłam zbrodnię, nie oglądając jej wcześniej. Nie mówię już o nieprzeczytaniu książki.

Nie taki klaun straszny
Przez wiele lat wydawało mi się, że panicznie boję się klaunów. Tak, wydawało mi się, bo ten lęk był chyba nakręcany przez innych ludzi, którzy mówili mi o swoich negatywnych uczuciach wobec tych postaci. Umyśliłam sobie, że nigdy nie zabiorę się do filmu, bo zostawi on w mojej głowie kolejne małe urojenie, od którego będę uciekać w prawdziwym życiu. Wybór produkcji z 2017 roku, jako rozrywki na wieczór, był impulsem, a ten mnie nie zawiódł.

Żaden tam horror

Choćby skały srały, dla mnie "To" nie jest horrorem (mnie to nie dziwi, Panie King), choć faktycznie, kilka momentów trzymało mnie w napięciu i sprawiało, że zakrywałam oczy. Myślę, że ta produkcja traktuje głównie o tym, jak przerażające lęki mamy w swoich głowach, a dokładnie pokazuje obrazy tych strachów. I choć dla każdego są one inne, stają się wspólne po przekształceniu w Pennywise'a. W filmie przedstawiono słabość względem lęków, ale też ogromną siłę dziecięcej przyjaźni, która daje niewyobrażalną moc i potrafi zwalczyć to, co złe. A źli są inni, zły jest świat, zło czai się wszędzie. A co najsmutniejsze, dostrzegają to tylko najmłodsi. Dzieci, które gdzieś tam pokutują za zło drugiego człowieka.

Podobało mi się

Jestem pod wrażeniem, jak ta przygoda z lat dziewięćdziesiątych została ujęta dziś. Uwielbiam to "stylizowanie" na "stare", ale mówiąc "stare" mam na myśli lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte. "Stare" w "nowym" to dla mnie powrót i sentyment. Zaciekawiła mnie też uwspółcześniona postać Pennywise'a. Jest bardziej tajemnicza, niepokojąca, zastraszająca moje myśli, przez to oczywiście bardziej mnie przyciąga. Podobała mi się też pewna szybkość filmu, i skumulowanie tak wielu aspektów w zaledwie dwóch godzinach. Zaintrygowało mnie zakończenie, które przewiduje kolejne części "Tego"...

Nowy czy stary?
I ten, i ten. Każda z wersji do mnie przemawia. "To" z roku 1990, bo w trzech godzinach film miał wszystko, ale mnie nie przeraził. Wciągnęła mnie po prostu historia, to, że była opowiedziana od A do Z, jakby ktoś zrelacjonował mi najciekawszą historię ze swojego życia. Z kolei nowe "To", bo (patrz wyżej i...) nie jest nieudaną kopią starego. Polecam każdemu, kto jest otwarty na horror-niehorror i nie hejtuje filmu, bo okazuje się mniej straszny niż powinien (na filmwebie przecież napisali, że to horror na 100%) oraz prezentuje coś więcej niż wyskakujące dosłowne potwory z szafy.



Zdjęcie pożyczyłam ze strony ign.com

Może Ci się spodobać

4 komentarze

  1. Rzeczywiście, film da się odczytać jako bardzo emocjonujący opis lęków młodych ludzi i tym jakie problemy sprawia im ich zwalczanie. Bohaterowie na koniec filmu wydają się bardziej dorośli niż dzieciaki, jakimi byli, na jego początku. Świetna produkcja ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam isc,ale za duzo negatywów słyszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polecam z całego serduszka, ale nie koniecznie pod kątem oglądania tego jako horroru :)

      Usuń
  3. super cumpelko, jestem dumna z Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń

Ja na Facebooku