O muzyce, która, nie planując, stała się mną.
niedziela, marca 01, 2015
Mili i nie, możecie w to
nie wierzyć, ale spotkałam kiedyś kogoś, kto muzyki nie lubi.
/Patrycja, każdy ma prawo lubić, co chce lubić, a jak czegoś nie
chce, to nie lubi i kropka./ Tak, ja wiem, ale nie jestem i jestem
każdy jednocześnie, więc trudno jest mi zaakceptować taką
postawę, gdyż muzyka moim towarzyszem jest.
Od zawsze.
I do tego „od zawsze”
właśnie, powracam we wpisie. /Nie, nie będzie o „Ich troje” i,
jak wówczas myślałam dozgonnej, miłości do Michała
Wiśniewskiego. Nie będę też opisywać ,jak wzdychałam pod
plakatem do Bartka Wrony z Just 5. Nie napiszę też o Beyonce, którą
uważam za aktualną królową ogromnej sceny, na której śpiewa i
gra (?) się tylko POP/
Ta muzyka „od zawsze”,
to taka, która podążała za mną tą drogą, którą idę wciąż.
- Dżem i „Złoty Paw”. Jak byłam w podstawówce, Ryśka słychać było nawet na klatce schodowej. Nie pamiętam, czy to lubiłam ale na pewno nie wiedziałam, o co chodzi w piosence. Do utworu (i słów, i muzyki) miałam w głowie ułożony obraz, ciąg wydarzeń. Nawet teraz, po wielu interpretacjach, obraz w mojej głowie się nie zmienił. Mimo tego zła, mroku i cierpienia, moje wyobrażenie jest ciepłe. Być może na zupełnej nieświadomce, paw wyznaczył gatunek muzyki, w którym w pewnym stopniu zmierzałam. Jako słuchacz oczywiście.
- 30STM i „The Kill”. Czy to coś w stylu przyznania się do „Ich Troje”? Chyba nie, bo kiedyś 30STM było takie trochę zbuntowane, jak ja chciałam być, żeby być bliżej. A za Jaredem Leto sikałam jak typowa małoletnia.
- Nirvana i „Come as you are”. Czułam się inna, umysłowo samotna, outsiderka nienawidząca ludzi słuchających czegoś w rodzaju Niki Minasz. Do niczego mnie to nie doprowadziło. Gdzieś w tym momencie kupiłam sobie glany, wielkie, męskie, o rozmiar za duże. Nie miałam kolorowych ubrań, byłam przecież inna i gardziłam pospólstwem.
- Coma i „Sto tysięcy jednakowych miast”. Rozterki, zupełnie nic nieznaczące, z perspektywy czasu, znajomości. Rozpacz, z której teraz się śmieję, bo to jakiś żart był.
- AC/DC - „T.N.T.” To był taki hymn uliczny, kiedy tak sobie chodziliśmy po mieście i darliśmy się, bo o śpiewaniu, szczególnie w moim przypadku, nie było mowy.
- Pidżama Porno i „Pryszcze”. „Twoje kolejne kłamstwo, masz koszulkę z Kurtem i nawet ci do twarzy, nawet ci do twarzy z trupem. Poproś go, niech ci dziś powie chociaż słowo.” Tak, miałam koszulkę z Kurtem, więc utożsamiałam się z tym utworem. Tematyka samobójstw, narkotyków bardzo mnie fascynowała i przerażała jednocześnie, mimo że się nie zabijałam i niczego nie brałam. Btw, już w sobotę spełni się moje największe marzenie – pójdę na koncert Pidżamy. Myślałam, że to nigdy nie nastąpi, ale jednak! Ogromnie się cieszę.
- Tu już lekko skręcam w stronę Beatlesów i samego Lennona. „Imagine” i ja, zaczynam nastawiać się pozytywnie. Lennon wpłynął na kilka pokoleń. Na mnie bardzo.
- Piosenki z musicalu „Rent”, które do dziś nucę w sobie lub nie, dla mnie jest to musical niezwykle ważny i muzycznie i tematycznie. Muzyka, która wchodzi i nie chce wyjść, płaczę na tym, gdy oglądam to nawet dziesiąty raz...
- Dawn Penn i „No, no, no”. Ta piosenka kojarzy mi się z wakacjami, takimi najlepszymi, najbardziej intensywnymi, pełnymi ludzi, radosnego, beztroskiego nastroju. Ognisk, lasów i pozytywnych ludzi, którzy są ze mną do dziś.
- Jako dziesiątkę wybieram Keatona Hensona. Nie mogłam się zdecydować na konkretny utwór, więc po prostu on. Tu uciekłam w muzykę głęboką, smutną i bardzo emocjonalną. I taką muzykę teraz wybieram, mimo że staram się trzymać poziom wesołości, co nierzadko mi wychodzi.
Opuszczam was jako zbuntowana gimnazjalistka.
4 komentarze
O jeżuuu aż sobie przypomniałam jak ja wygladalam za czasów gimbazy. Coś okropnego! :D w moim przypadku oczywiście.
OdpowiedzUsuńPs: znowu idziesz na fajny koncert a ja znowu chora kufffa!!!
czas na L4 ;)
UsuńKażda z nas miała w swoim życiu okres fascynacji Marsami i Jaredem. ;>
OdpowiedzUsuńhttp://firmitas.pl/
Jak tak sobie myślę,że na początek roku szkolnego w liceum przyszlam w glanach,czarnych ciuchach i z pentagramem na szyi to dochodze do wniosku,że też byłam opętana
OdpowiedzUsuń