Idylla Tuwima moim miejscem.

wtorek, kwietnia 14, 2015

Mieszkam w centrum prawie dwa lata. Jest dobrze, jeszcze pięknie i wciąż ten Gdańsk  kocham. Nie mniej i nie bardziej. Zakochałam się w wyobrażeniu o nim, tak jak dalej zakochuję się w innych miastach, tak jak podobają mi się wyobrażenia o ludziach, tworzone na moje własne życzenie. Mówię, że uwielbiam to miasto, gdy widzę to:


albo to: 
lub to (oprócz głowy tego pana, nie wiem, co to za pan) :


Codzienne łażenie przez starówkę odbiera już magię magii i uczucie wygasa, bo prawda wychodzi na jaw. - Da pani zeta, dwa zety, na wino, na piwko, hi,please help me I'm hungry i idę się napić za Delikatesy, dzięki. O, a tu pani daję różę, proszę pani, pomóż, wpisz się, ładna pani, daj piątaka - słyszę. Wychodzę z domu w sobotę rano na niemiecki. Podwórko wygląda jak po wielkiej wojnie, a  w rzeczywistości jest po wielkiej libacji. Butelki, papierki, niedojedzone kebaby.

Uwaga, tramwaj. Ciśnienie wzrasta, kiedy reklamówki albo brzuch pani Z. zmęczone są niesłychanie. Tak, ustąpię pani miejsca, ale wtedy, gdy widzę, że rzeczywiście pani tego potrzebuje.  Uwaga, tramwaj. Albo ten ścisk, który ściska mi mózg. Uwaga, tramwaj nie przyjechał, więc biegnij na następny przystanek albo umrzyj, bo się spóźnisz tam, gdzie się spieszysz. A spieszysz się zawsze i wszędzie

Ściskają mnie też ludzie, którzy siedzą w Bioway'u w porze obiadowej, zupełnie jak ja. Oni jedzą obiad i ja jem obiad, ale oni mnie cisną, a ja ich nie. Wolę więc zjeść obiad o dwunastej.

I strach ten mam, że wiecznie muszę uciekać przed rowerem, który mnie goni, przed czasem, którego nie ma w miejsce, które jest daleko, które istnieje, bo to tylko łąka i kwiaty, i drzewa. Zieleń w zestawie z wodą. Chcę uciec od zgiełku, od telefonu i komputera.

Pomaga mi w tym wiersz Tuwima, który usłyszałam w sobotę, oglądając przedstawienie "Tuwim bez cenzury" (nie zachwyciło mnie totalnie). To utwór częściowo o mnie. Nie będę szukać zdjęć, tego,gdzie chcę teraz być. Zobaczycie to w tych słowach. No, może nie wyobrażajcie sobie tych wrogów na drzewach i grzybów trujących!

Mnie wielkomiejski tłok i szum
I ludzie się znudzili…
Ja pragnę widzieć słodkich dum,
Sielanki i idylli.
To miejskie życie nuży mnie.
Pociągu w dal mnie zawieź!
Ja pola chcę, ja łączki chcę,
Ja chcę pojechać na wieś…



Ja pragnę mieć zielony las
Dokoła swej sadyby.
Po świeżym deszczu, w ranny czas
Tam chodziłbym na grzyby.
O, gdybym co dzień zebrać mógł
Grzybulków kosz pachnących!
I posłać cioci kilka sztuk,
Specjalnie tych trujących.
Jak miło rybki chwytać w sieć
I ptaszki smakowite…
Jak słodko jest zwierzątka mieć,
Uczciwe, pracowite…
Na bydło patrzeć i na psy,
Na osły i na świnie.
I tak wspominać, roniąc łzy,
O lubej swej… rodzinie.
Mieć mały, biały domek swój
I ławkę przed tym domkiem.
Na barwnych muszek patrzeć rój
I jeść chlebusia kromkę…
Niech pachnie kwiat,
Niech szemrze zdrój,
Niech drzewa się kołyszą,
A na tych drzewach, Boże mój,
Niech moje wrogi wiszą!
 Mili i nie, nie piszę tu często, bo nie mogę się zmotywować i zaczęłam pracę nad czymś innym (wkrótce). Motywujące kopniaki nie pomagają. I nic nie pomaga, zróbcie coś, żeby pomogło.

Może Ci się spodobać

3 komentarze

  1. Ten rower, przed którym uciekasz, to pewnie mój.
    Kamila

    OdpowiedzUsuń
  2. A na tych drzewach, Boże mój ...
    Jakie to krzepiące zakończenie sielanki wiersza :]

    OdpowiedzUsuń
  3. "hi,please help me I'm hungry i idę się napić za Delikatesy" - roześmiałam się w głos.
    Pamiętasz Green Way a potem Wegan Bar na ul.długiej? ślinka na samą myśl!

    OdpowiedzUsuń

Ja na Facebooku