Nie umiem sprzątać.

piątek, stycznia 16, 2015

Wyznaję filozofię "Chujowej Pani Domu" i zwykle dookoła mnie nie ma porządku. Nie chodzi tu o syf rodem z opowieści Andżeja (tylko w jednym wypadku piszemy to imię przez "ż"), a o w-mia-rę-do-znie-sie-nia burdelik (lub bardak - tak mawia babcia). W moim bałaganie jest wiele rzeczy: ubrań, papierów, książek, długopisów, kredek, widelców, niespodzianek, które znajduje się po... jakimś czasie, papierków po czekoladzie, po czymś tam innym. Już nie wyobrażajcie sobie tego w liczbie nie do wyobrażenia (taka gra!). Zapewniam Was, że da się to znieść. Ja w tym żyję, jest zatem okej. Niewiele przedmiotów ma swoje miejsce,praktycznie każda rzecz mieszka tam, gdzie sobie w danej chwili zażyczy. Czasami chciałabym to uporządkować, ale... mi się nie chce -pokazałabym Wam jakieś zdjęcia, ale chyba dobrze, że tego nie zrobię. Jestem w Pasłęku i tu jest czysto. Wracając do "przytulnego nieładu" - podobnie mam w głowie. Ten burdel chętnie bym ogarnęła, ale... nie umiem tego posprzątać.

Pozornie wydaję się być osobą uporządkowaną, zorganizowaną. Porządną - przeważnie tak, ale każdy przecież miewa MOMENTY. Chciałabym umieć się zorganizować i czasami nawet próbuję. Syzyfowa to robota, gdyż zakładam kupiony w Oszą kalendarz, notuję przez dwa dni, a później nie wiem, przestaję, bo ZAPOMINAM i stwierdzam, że następne wydarzenia zapamiętam - czyli wrzucę do szuflady w mojej mózgownicy z napisem : "Takie tam, zapamiętam, ale tak naprawdę przypomnę sobie, gdy będzie za późno". Tak jest za każdym razem i już zaczynam się z tym godzić.

Chcę wcześniej wstać, by korzystać z piękna życia, mieć wolny dzień dłuższy. Nastawiam ten budzik. Głośny, że nawet martwego obudzi. Zazwyczaj go słyszę i nastawiam drzemki i drzemki, i sto pięćdziesiąt drzemek, i wstaję, ale zanim się ubiorę, oglądam dwa tysiące sezonów serialu. Potem dopiero żyję i się tylko na siebie wkurzam, że żyję tak krótko.

BĘDĘ ĆWICZYĆ Z CHODAKOWSKĄ. No i ćwiczę, wyłączam jej głos, bo mnie irytuje. Raz nie wyłączyłam i po dziesięciu minutach leżałam ledwo ciepła, a ona jeszcze miała czelność mnie zapytać, czy jeszcze z nią jestem! Potem poćwiczyłam może dwa razy, też nie za długo i z muzyką z jutjuba zastępującą jej motywujące słowa.

Będę się więcej uczyć. To są moje drugie studia, dostałam przecież nauczkę. I co? Jeszcze czas, za chwilę. Jutro, o Matko, jutro egzamin. No, popełniam te same błędy. KLASYK.

Robię rzeczy na ostatnią chwilę, najczęściej. I potem wyrywam sobie włosy z głowy, tupię i turlam się po podłodze ze złości.

 Moja wina, moi mili, moja bardzo wielka wina - nie za bardzo lubię tak żyć, ale to ja. Zmieniam się na lepsze i na gorsze, cały czas. Ciągle coś mi się nie podoba, ciągle coś nie działa, ale... przyznaj, że w sumie się żyje cudnie*

*Jeszcze jakiś czas temu uśmiechałabym się pisząc ten cytat. Kochałam Comę ponad PRAWIE wszystkie zespoły polskie. A teraz? 






Może Ci się spodobać

5 komentarze

  1. wyśmienite.
    Witaj wśród ludzi - Człowieku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już na zawsze pozostaniesz w mych zakladkach,
    będę Cię odwiedzać wiecznie.
    Buziaczki.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super się czyta Twoje posty :D Czekam na kolejne!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzbudza we mnie jakieś poczucie winy ten wpis. Od godziny siedzę i czytam bloga a wokół burdello bum bum...

    OdpowiedzUsuń

Ja na Facebooku