Hej, to chyba śni ci się życie.
piątek, sierpnia 08, 2014Powrót tutaj jest jak sprzątanie - jak zwykle nie wiem od czego mam zacząć. Przez pół (?) roku zaszło wiele zmian w moim życiu. Dzwoniłam do ludzi prosto z Orange, choć zarzekałam się, że nigdy nie będę pracować w takim miejscu. Dzięki tej pracy poznałam wspaniałych ludzi, dzięki którym inni piękni ludzie pojawili się w moim otoczeniu. Odeszłam stamtąd pod wpływem impulsu i zaufania, że może być lepiej gdzie indziej (w stu procentach ufaj tylko tym, których znasz na tyle, że wiesz, że możesz). "Gdzie indziej" nigdy nie trafiłam, a wróciłam do polerowania bursztynu przy Długiej. Na początku było dobrze, ale tak naprawdę ludzie się nie zmieniają i zawsze zostaje w nich ta część, która, jak głaz, nie da się przesunąć. Szef powinien traktować człowieka jak CZŁOWIEKA, a nie jak średnio inteligentną maszynę. Co za tym idzie, odchodzę stamtąd niebawem, żeby móc odbudować to, co gdzieś we mnie zgubiono.
Jakby tego było mało, mam już zawód - specjalista architektury wnętrz. Powinno to brzmieć raczej tak: " Specjalista architektury wnętrz ze zdecydowanie średnią wiedzą i minimalnymi umiejętnościami". Coś tam zrobiłam, ale jakby w ogóle tego nie było. Zabiłam czas, ale chyba to lubiłam.
Wstęp jak zwykle na trzy kilometry, a ja byłam na Woodstocku i o tym chciałam napisać. To był drugi przystanek, na którym miałam okazję się pojawić. Pierwszy raz zjawiłam się tam tuż po osiemnastce, bo MOGŁAM o tym zdecydować sama. Wtedy emocje odczuwałam znacznie silniejsze, wszystko pachniało nowością, ciekawością, mocą i wyzwoleniem (I TOI TOIEM!).
Jak przez cały miesiąc nienawidziłam mas przewijających się przez ulice Gdańska, uśmiechniętych turystów, MAJĄCYCH WAKACJE i kupujących bułsztyn (ambeł, bełnsztajn, JANTAŁ), tak jak pojechałam do Kostrzyna i zobaczyłam tych wszystkich ludzi, takich otwartych i jakby znajomych - od razu zapomniałam o tych tłumach, które po gdańskiej starówce nie chodziły, a stały w miejscu i jakby przesuwały się co godzinę o pół mm. Wszystko okazało się wtedy takie dobre, otwarte i nie musieliśmy myśleć o tym, że zaraz się skończy. To... trwało.
Najlepiej wspominam koncert Comy (mimo że w pewnym momencie kręgosłup mi najzwyczajniej w świecie jebnął -pozdro eridańskie gabelki - i skończyło się kicanie). Uwielbiam Roguckiego za to, że mimo upływu lat, wciąż, dzięki jego muzyce, czuję te same emocje, co dawniej i nie są one wcale stłumione. Tak, uwielbiam Roguckiego, mimo że na wykładzie w ASP był zwyczajnie nudny i trochę... schematyczny.
NIE TO CO BOGUŚ LINDA. Zobaczyć go na żywo i usłyszeć "W imię zasad...", to trochę jakby coś wygrać. Ogromnie mi się podobał występ Marleya, energia super, nawet w nocy, gdy umierasz i chcesz iść spać, do namiotu i z mrówkami.
Udało nam się uczestniczyć w koncercie Skubasa. Mimo że utwór: "Nie mam dla ciebie miłości" ma się teraz nijak to obecnej sytuacji :), to trochę rozrywa, gdzieś się umiejscawia w środku i się pyta, czy to czujesz.
Na Woodstocku nie straszne, że czekasz 2h w kolejce pod prysznic. JESTEŚ PRZECIEŻ NA WOODSTOCKU, to najpiękniejsze miejsce, w którym możesz się znaleźć od 31 lipca do 2 sierpnia, na świecie! No dobra, w Polsce:)
Za rok ? Bardzo chętnie.
4 komentarze
http://24.media.tumblr.com/tumblr_m5vfz5mTqt1r494ieo4_400.jpg
OdpowiedzUsuń:)
:):*
UsuńUciekaj z bursztynu i tej dobrej pani kierowniczki. Polonistyka jest fajna (mnie się zdaje). Coma i 100 tysięcy jednakowych miast to cios w serce (zazdro). Lindy nie wybaczam. Bardzo lubię Twój styl pisania, przyjemnie się tu siedzi. Graty, kurz, pstrokato i z sensem ;-)
OdpowiedzUsuńCome,ulubony zespół nastoletniej mnie,platoniczna miłość do Roguca,płyty, koszulki...
OdpowiedzUsuńA Skubas,szczegolnie numer,który wspomniałaś... łzy i ciary.
Fajnie piszesz Pati:)